Życiorys Stasia,
... czyli opłakane skutki dziurawego Czepka!





Narodziny Stasia.

Diabeł i anioł w grafice

Na Porodówce w dniu narodzin Stasia, jesień była późna i dżdżysta. Potokami łez, dawała mu jasno do zrozumienia, w co też on miał wdepnąć. Skoro jednak Stasio musiał, to Stasio nie miał wyboru i Stasio się rodzi. Od razu też Stasiowi jest potwornie zimno, bo Świat nie takie egzemplarze już tu oglądał i ten Świat, przyjął Stasia chłodno - w dodatku "na golasa"! Stasiowi się to nie podoba i metodą "na raka", Stasio natychmiast też, próbuje wycofać się skąd przybył. Ale Świat komfort Stasia miał "gdzieś"!! Od razu też przylał Stasiowi za to, że ten chciał "cichcem dać stąd drapaka", omijając wszystkie, ustanowione posterunki kontrolne. Stasio wrzaskiem więc powiadomił Świat, że oto Świat wywołał kataklizm i kataklizm ten, właśnie nadchodzi - było bowiem, Stasiowi nie przeszkadzać!! Gdy Świat wtedy ponownie okazał Stasiowi, że ma to "gdzieś", zdziwienie Stasia nie miało granic. Pod wpływem tego - dziewiczego wówczas dla Stasia - doznania, Stasio solennie więc postanowił sobie, szybko rosnąć i owo tajemnicze miejsce, za wszelką cenę odnaleźć. A nie było to łatwe, bo przyszłość Stasia udowodniła, że chociaż wszyscy, wszystko i wszystkich zwykle tam odsyłali (lub nawet już tam mieli!), to lokalizację tego miejsca przed Stasiem, nadal skrywała gęsta mgła. (Dygresja! Dopiero po latach mozolnych dociekań, przy okazji - zwieńczonego sukcesem! - poszukiwania kolejnego miejsca, na które gatunek męski zwykł wzywać innych do skoku, Stasio przypadkowo odkrył także, dokładne położenie owego tajemniczego miejsca "gdzieś". Okazało się bowiem, że leży ono mniej więcej na tym samym równoleżniku - tylko po drugiej stronie globu. I choć zwykło ono służyć głównie do siadania, to stało się również jedynym miejscem upychania wszelkiego rodzaju przeszkód ze Świata. Tak więc dzięki zainteresowaniu mężczyzn sportami ekstremalnymi, Stasio racjonalnie wykorzystał jedno ognisko, by upiec dwie pieczenie. Te pierwsze, nieśmiałe sukcesy Stasia, położyły podwaliny przyszłym jego zainteresowaniom naukowym. Obecnie Stasio jest zaangażowany w kolejny, doniosły program badawczy, którego celem jest odnalezienie zagubionego tego "czegoś", co to - też przede wszystkim mężczyznom! - "zwisa i powiewa" oraz w określenie ewentulnego, przyczynowego związku tego "czegoś", z wcześniej odkrytym, słynnym miejscem skoków).





Oblicza kataklizmu w oczach Stasia.

Z perspektywy przebytych lat, Stasio te oblicza na scenie swojego "Teatru Życia", przedstawił w kilku odsłonach:

Znajdując się u progu podejmowania ważkich decyzji co do specjalizacji swych życiowych perspektyw rozwojowych, Stasio stanął na decyzyjnym rozdrożu. Miał bowiem, do wyboru: albo poświęcić się naukowej penetracji biosystemów i zależności od nich organizmów żywych z uwzględnieniem czynników, kształtujących podtrzymanie gatunku; albo wybór ścieżki ku Himalajom sławy jako wyczynowy sportowiec, albo wreszcie, stać sie olśniewająco gorejącą, pochodnią profesjonalnego autorytetu w dziedzinie transportu. Stasio stał więc na tym zapyziałym rozdrożu, z nadzieją spogladał wyczekująco w każdym kierunku i podsłuchiwał. Ale znikąd nie docierała do Stasia żadna wskazówka, żaden szmerek podpowiedzi - tylko mgła, gdziekolwiek wzroku Stasio by nie skierował. Opuszczony Stasio, musiał więc zadecydować sam! Cóż było robić - i to kusi i to nęci. Stasio postanowił postawić na metodę "po łebkach" (później należała ona do podstawowych metod badawczych Stasia) i przespacerować się w każdym kierunku. Wybrać zaś ten, w którym Stasio najbardziej się rozsmakuje. Podmetodą "Na czuja", Stasio zdecydował rozpocząć od uprawy poletka naukowego. Zanim jednak Stasio wkroczył na wspomnianą ścieżkę badawczą, Stasio wciąż skrupulatnie wywiązywał się z postanowienia podjętego na Porodówce - i rósł!!

Lata mijały, mijały - choć bywało, że Stasio pochłonięty swoimi gabarytami, przechodził jakby mimo nich! - a on rósł, mężniał i krzepł. Nawet miał czasami nieodparte wrażenie, że i otoczenie też zaczyna dostrzegać tę przemianę. Jednak zanim zdąrzył się w swoim przeświadczeniu utwierdzić, znienacka dopadł Stasia postępujący proces grzybienia. Stasio więc się zdziwił (choć też się temu nie dziwił, bo przecież niemal całe swe życie ustawicznie się czemuś dziwił!) - wszak na grzyby wybierał się rzadko i w tych kręgach nie cieszył się nadmierną estymą, bo sukcesów na tym polu - jak i zresztą na innych także - odniósł tyle ku radości grzybów, co parchaty "kot napłakał". Zaskoczony Stasio, próbował ten proces odwrócić, albo co najmniej zahamować. Niestety. Na tym polu też poniósł klęskę, mimo zapewnienia sobie mocnego wsparcia miejscowego środowiska medycznego. Zniechęcony rezultatami, Stasio szukał nawet pomocy renomowanych profesorów: Google'a i Firefox'a. Otrzymawszy zdawkową odpowiedź, że "oni też tak mają i muszą z tym żyć", Stasio zapadł się w sobie i grzybiał w dwójnasób. W tym procesie doszedł do takiej wprawy, że nawet golił się po ciemku. Stwierdził bowiem, że zanim jego skóra osiągała zadowalający współczynnik tarcia, w rewanżu, zaopatrywała się w kolejną bruzdę. Ta zaś pogłębiała degradację jego - i tak coraz trudniej akceptowanego przez Stasia - oblicza. Niepostrzeżenie też, ta "ciuciubabka" doprowadziła Stasia do ostatniej karty jego życiorysu.

Podsumowanie życia przez Stasia.

Truchcikiem staruszka , Stasio dziarsko zmierza obecnie do - coraz wyraźniej postrzeganego - napisu META!Dusze do nieba... Jedynym zmartwieniem Stasia, jest teraz obawa, czy uda mu się dobrnąć do końca tworzenia tej strony internetowej, zanim latami rzeźbiony, imponujący tors gladiatora, zetknie się ostatecznie z jej taśmą. Zwłaszcza, że Stasiowi w tym truchciku, coraz częściej towarzyszy refleksja: "Przecież tylu nas stawało w blokach startowych lata temu, tylu - zmierzając do ulotnych celów - towarzyszyło sobie wokół. Czy ta, każdego dnia rzednąca garstka senioralna, to tamte orły, sokoły, bażanty?". Zanim więc i my, miejsca ustąpimy na tej Bieżni Życia, pijmy wino za kolegów..., nim i nas ta wchłonie mgła! I wtedy pozostaną już tylko Stasiowi: króciutki okres "sportowego roztrenowania" w ziemskim obozie aklimatyzacyjnym i na miarę skrojone - pod "Niebieskie Kapcie"! - drewniane, gustowne wdzianko. Oczywiście pod warunkiem, że z kolei i tamtejsze posterunki kontrolne, zgodzą się przyjąć pokiereszowanego życiem Stasia!

Potomnym (lub jakimkolwiek gościom tej dłubaninki), Stasio pozostawia też galerię nielicznych - acz prawdziwych - dowodów tej swej wędrówki w mrok. Decydując się na ten samobójczy krok, sam został zaskoczony tym, co "proces grzybienia" może uczynić z - wydawało się - niazniszczalnego człowieka! I Stasio wyrzuca sobie teraz, nadmiernie skrupulatne hołdowanie życiowej skromności finansowej. Może gdyby na stosownym etapie egzystencji, był zainwestował w swe lica i zaopatrzył się w zaporową baterię kremów do stosowania: przed posiłkami, po posiłkach, na dzień, na noc, pod oczy, pod pachy, na pięty, itd., może ten proces ominąłby Stasia?! A tak...! Zgroza patrzeć!! A już zaakceptować tę estetyczną degrengoladę - jeszcze trudniej!



G  A  L  E  R  I  A     S  T  A  S  I  A
... c z y l i  d o k u m e n t o w a n i e  j e g o  s t a c z a n i a  s i ę !





Przedstawiony tu życiorys, jest konsekwencją przerwania - i tak zresztą, nieregularnego! - łańcucha dostaw buraków cukrowych do przetwórni. W efekcie nałożenia się w czasie, trudności z dostawami energii, nie udało się dotąd odnaleźć tych uszkodzonych ogniw - i owego łańcucha naprawić. Nieprzewidziana seria losowych katastrof, spowodowała więc, jedynie ręczną i niedostateczną produkcję w manufakturze podstawowego paliwa, niezbędnego dla funkcjonowania - choćby "od biedy" - mózgu Stasia. Szczęśliwie jednak dla tego wiekopomnego dzieła, Stasio powrócił do złodziejskiego fachu, którego podwaliny położył szczeciński okres jego rozwoju. Szwendając się - często bez celu! - po różnej maści lokalach (ocierających się, o zgrozo!, nawet o lupanary), Stasio zapełniał kieszenie zawartością znajdowanych tam cukierniczek, lekceważąc serwowane mu w tych lokalach, atrakcje. (W kręgach zbliżonych do amatorów owych miejsc, Stasio zyskał sobie nawet ksywkę "Zimny Bufet"!). Zdobyczne fanty, Stasio znosił do swej dziupli.Źródło dobrobytu Tam w połączeniu z zachomikowanymi na "czarną godzinę" kilkoma łyżkami towaru, Stasio dobił wreszcie do końca szkieletu tekstowo-graficznego tej strony, w niedzielę, dnia 19 lutego 2022 r., przed obiadem przewidzianym na godzinę 14-tą. (Dygresja: oprawę dźwiękową tej strony internetowej, Stasio zapewnił dopiero w listopadzie 2023 r. A i we wpomnianym szkielecie tekstowo-graficznym, dłubał on jeszcze 1 lutego 2024 r. Już więc same te fakty, świadczą dobitnie o skali Syzyfowego Przekleństwa, jakim żywot Stasia został pomazany!). Wymieniony zaś tu posiłek, choć nie należy do najważniejszych dokonań tego dzieła, to stanowiąc niemal codzienny element żywieniowy Stasia, słusznie zaskarbił sobie w nim miejsce na wzmiankę. Wszak Stasio nie żyje już tylko "samą miłością", odkąd porzucił był prowadzenie prac badawczych na tym polu i całe laboratorium, oddał w pacht kurzowi. Tak więc dzisiaj, Stasio znowu skarmił się rosyjskim, czarnym kawiorem z dodatkiem - a jakże! - tym razem ruskich pierogów. Nie licząc się już bowiem, na tym etapie egzystencji z kosztami, Stasio postanowił ubierać się w modnej sieci "Second Hand" i swoje preferencje żywieniowe, opierać głównie na "owocach morza".
Stasio bowiem przybył, chwilę pobył i - śladami wszystkich przed nim! - wybył drogą, której chociaż nikt nie zna, ale która każdego doprowadza do jednego celu. Amen.(Chcesz tę tajemnicę słodką, odkryć teraz - kursor w błotko!!!) ⇒ ⇒ ⇑